środa, 28 września 2011

Zakończenie przygody

W zasadzie zakończyliśmy przygodę z tegorocznym Złombolem. W czwartek odebraliśmy z Dziejkiem naszego Sierściucha. Epilog był rzeczywiście bardzo klimatyczny.
 Z Poznania do Konina udaliśmy się Żukiem.

 Nim wyjechaliśmy z miasta spotkaliśmy jeszcze ładnie utrzymanego dużego fiata.
 Na pięknych czarnych blachach
 Jazda Żukiem to czysta przyjemność.
 Nasz Sierściuch dotarł do Polski cały i ... bez zadrapań :)

 Po wypakowaniu klamotów...
 ...Sierściuch trafił na pakę.
 Podczas załadunku obowiązywał oczywiście strój ochronny z epoki .
 W drodze powrotnej I.
 W drodze powrotnej II.
Przy okazji w trasie do Poznania przekroczyliśmy okrągłe 50 000 km.



Dziękujemy raz jeszcze wszystkim tym, którzy nas wspierali w naszej wyprawie. Naszym rodzinom, znajomym, fanom i oczywiście NASZYM WSPANIAŁYM DARCZYŃCOM!!!

Do zobaczenia na szlaku!

Tomek

wtorek, 20 września 2011

Sierściuch powrócił :)

Właśnie otrzymaliśmy wiadomość, że Sierściuch jest już do odebrania w Koninie. Powrócił do nas razem z naklejkami, kaskiem do MZ-ty, połową silnika z Wandy, stertą pamiątek i gumowym potworem :]
Teraz musimy go jeszcze jakoś dostarczyć do Poznania. Wstępny plan - służbowy Żuk. Jak dobrze pójdzie, uda się zakończyć przygodę w iście Złombolowym stylu.

niedziela, 14 sierpnia 2011

Powrót do domu

Z długiej złombolowej podróży powróciliśmy do Polski autobusem. Załoga Warczącej Wandy dotarła do domu w całości, niestety jak już pisaliśmy - tylko załoga Nasz wspaniały Wartburg 353 spoczywa teraz na szrocie w Szkocji. Przyczyną pęknięty pierścień na drugim tłoku co poskutkowało zatarciem silnika. Jak powiedzieli mi ludzie którzy przejechali dwusuwami tysiące kilometrów w czasach gdy te auta były popularne, nasze kłopoty wynikały najpewniej ze zbyt dobrej jakości paliwa na zachodzie i zbyt małej dawki oleju. 1:40 to była prawdopodobnie zbyt uboga mieszanka. Jadąc na zachód dwusuwem dolewajcie więcej oleju, będziecie bardziej kopcić, ale jest większa szansa na bezpieczny powrót w komplecie. 
Czekamy niecierpliwie na przyjazd naszego Sierściucha.

czwartek, 4 sierpnia 2011

smutny koniec



cdn.

Trudno uzyskać dostęp do Internetu...

...ale jakoś się udało.

Najpierw zdjęcia.




Stalo sie...

Niestety nie uda nam sie wrocic w komplecie. Wysoko w gorach Szkocji nie wytrzymal jeden z pierscieni drugiego tloka. Resztki pierscienia rozerwaly koszyk lozyska igielkowego sworznia, a wysypane igly zerwaly kolejny pierscien. Z tloka zostala mielonka. Gladz cylindra dostala kilka rys. Do najblizszej szlifierni bylo grubo ponad 200km przez gory. Limit holowania sie skonczyl, dziewczyny mialy dosc siedzenia w wiosce z piecioma chalupami i stadem owiec. Z bolem zdecydowalismy, ze Wanda zostanie w Szkocji. Szkoda, bo awaria byla do naprawienia gdybysmy tylko mieli dostep do szlifierni. Teraz probujemy dostac sie do Londynu z czescia gratow, Siersciuch wroci za miesiac z laweciarzami. W tym kraju ciezko o darmowy internet, kolejny post napiszemy jak tylko zyskamy dostep do sieci.

poniedziałek, 1 sierpnia 2011

Zwiedzamy

Po odpoczynku nad Loch Ness udaliśmy się w dalszą drogę. Tym razem spaliśmy na wrzosowisku w towarzystwie górskich meszek (Culicoides impunctatus). Odwiedziliśmy Zamek Eilean Donan i udaliśmy się na Wyspę Skye, gdzie poza licznie napotkanymi owcami, pięknymi krajobrazami i obserwacją pływów morskich udało nam się skosztować prawdziwej szkockiej whisky w destylarni Talisker.


W górach jeździ się trudno, liczne strome podjazdy dają się we znaki naszemu wehikułowi. Mamy jednak nadzieję, że Wanda sprosta temu wyzwaniu.



czwartek, 28 lipca 2011

Wczoraj o 18:47 dojechalismy na miejsce! Dopisala i pogoda, i towarzystwo, i oczzywiscie Wandzia! Dzis powoli dochodzimy do siebie i jutro ruszamy na podboj Szkocji :)

poniedziałek, 25 lipca 2011

fotki



Wielka Brytania

Po drobnych problemach ze znalezieniem portu w Dunkierce udało nam się dotrzeć w nocy na prom. Niestety najbliższy na jaki znaleźliśmy wolne miejsce w rozsądnej cenie odpływał dopiero o 8:00 rano. Nocka spędzona na parkingu przed przeprawą. Na szczęście rano powitał nas piękny wschód słońca i ładna pogoda - idealna na rejs wycieczkowy przez Kanał La Manche. Na promie wesoło, wraz z nami była jeszcze ekipa z nysy i poloneza. Obsługa promu koniecznie chciała mieć zdjęcie z Wartburgiem. 
Poranek w Dover był naprawdę piękny. Udało nam się zaliczyć pierwszy przejazd po lewej stronie i nawet zdołaliśmy odnaleźć zagubioną stację benzynową. Po kilkudziesięciu kilometrach stwierdziliśmy, że jazda po lewej stronie nie jest taka trudna. CB sprawuje się dobrze, rozmowy z kierowcami TIRów bywają wesołe - pozdrawiamy, szerokości mobile!
Dzisiejszą noc spędzamy w ładnym miasteczku Hertford, a dokładniej na Hertford Camping and Caravanning Club Site. Dojechaliśmy tu bez większych kłopotów. Popołudnie i wieczór zeszło na spacerach i zwiedzaniu. Wieczór i noc to czas odpoczynku i relaksu. Integracja Złombolowa trwa.
Rano ruszamy na północ.

Tomek
Po 2 dniach solidnej jazdy, jednej na szczescie niegroznej awarii Wanda znalazla sie wraz z nami na anglosaskiej ziemi. Nie zawsze mamy mozliwosc blogowania, ale piszemy zlombolowe smsy: polecam glowna strone rajdu: zlombol.pl, gdzie mozna przesledzic perypetie wielu ekip, w tym naszej, na biezaco. wrazenia z trasy: cb to rewelacja, za to ruch lewostronny na poczatku trudno strawic! Marzena

sobota, 23 lipca 2011

Dojechalismy do Katowic okolo 1:00. Dzis z kolei od rana trwaja goraczkowe przygotowania do startu. jako ze nie zdazylismy wczoraj na rejestracje, stoimy w kolejsce, wzbudzajac lokalna sensacje. A jest co podziwiac! Takiego zgrupowania kolorowych PRLowozow dawno nie widzieli :) Impreza budzi rozne uczucia: dostalismy juz np wyklad na temat niemieckich fabryk samochodow i rozaniec od fanatycznej, ale pozytywnej staruszki ze srebrnym zebem. Aha. I obliczylismy ze mamy dzis jechac 15h pod Lipsk. kciuki trzymta, mosci panstwo!

piątek, 22 lipca 2011

Byle zdazyc na start...

Mielismy byc o 20tej w Katowicach. I jak to z gospodarka planowa bywa, plan wzial w leb. 12st. C, lodowata woda kapiaca z nieba, parujace szyby Wandy, kolejka w NFZcie przy wyrobieniu EKUZ, klopot ze zmiana opon... Bylibysmy o 23:00 na miedzyladowanie pod Kato. Ale: stoimy 40km od Katowic na A4 i czekamy w korku az sluzby mundurowe usuna skutki kraksy, ktora kompletnie zablokowala ruch. trzymajcie kciuki. oby zdazyc na start jutro!

czwartek, 21 lipca 2011

Finalne przygotowania

Z powodu braku czasu jesteśmy coraz aktywniejsi na blogu. To dobrze wróży na czas rajdu, mamy głód pisania. Albo odreagowujemy w ten sposób przedstartową tremę.
W każdym razie informacje o Złombolu w 3 językach zostały wydrukowane. Dwie nowe (niemal) opony na tylną oś zakupione. CB radio już jest - wystarczy zamontować.


Dziejek dzielnie walczy z mechaniką i elektryką. Mamy już gniazda zapalniczki, hamulce sprawdzone, zapłon ustawiony, szyberdach uszczelniony. Dzisiaj stała się też rzecz niesamowita i bardzo dla nas szczęśliwa - Sierściuch ma nowe, piękne i lśniące tablice i będzie nam już na pewno towarzyszył w wyprawie.

Za chwilę zapakujemy części (w tym prawie cały silnik) i jutro wyruszamy w drogę na start.

Tomek

Kawa

Wszystkich po kolei zaczyna ogarniać Przerażenie. Andrzej w Lutomii leży pod Wandą (hmm... dziwnie zabrzmiało). Tomek pewnie głowi się nad tym,  czy żelazko i magiel ręczny przydadzą się w trasie i czy ma to spakować.  A ja siedzę właśnie w domu i zastanawiam się panicznie, co ja w ogóle wyrabiam: sączę kawę mrożoną zamiast się pakować. Aaaaaaa!

W czasie ostatniego tygodnia miałam 46-pozycjową listę pt. "do załatwienia" z której na szczęście pozostało już tylko kilka pozycji. W tym między innymi "41. PAKOWANKO"i "44. Włożyć zapasowy silnik do bagażnika". Zanim jednak dojdę do pozycji 44, muszę zabrać się za "38. POSPRZĄTAĆ BAGAŻNIK!!!!".A najlepiej by było wcześniej  jeszcze zrealizować postulat 36: "Opróżnić i wyłączyć lodówkę".
I tu dochodzimy do sedna. Do kawy mrożonej. No bo to byłby grzech, gdyby lody z zamrażalnika i otwarte mleko się zmarnowały. Tak więc wmawiam sobie,że jestem w trakcie opróżniania lodówki. Kawa dobra.


Marzena

środa, 20 lipca 2011

Się dzieje....

Od niedzieli wychodzę z garażu tylko na jedzenie i za potrzebą... Wczoraj nawet złapałem się na tym, że próbowałem otworzyć mieszkanie kluczem do garażu. Co do tej pory zrobiłem? Całkiem sporo, ale jak się na Wandę popatrzy, to nie widać różnicy. Przede wszystkim wymieniłem i wyregulowałem układ zapłonowy, załatałem przecieki i zbudowałem panel kontrolny dla pasażera. Jutro będę dalej walczył z rejestracją Sierścia. Pewnie do samego końca nie będzie wiadomo,czy uda się go zabrać. Do zrobienia zostało jeszcze mnóstwo rzeczy, więc relację z przygotowań dodam pewnie zaraz przed startem albo już z trasy...
W sumie już nie mogę patrzeć na to auto, a jeszcze nawet na start nie dotarliśmy...

Dziejek

wtorek, 19 lipca 2011

Spotkanie, wywiad no i grill

W miniony weekend odbyło się w Świdnicy małe spotkanie przed startem. Pojawiły się ekipy Zastav sie a postav sie, Czerwony Baron i Czerwona Bestia oraz oczywiście Warcząca Wanda.





Sesja fotograficzna po wywiadzie dla Wiadomości Świdnickich.

Spotkanie udało się zakończyć sympatycznym grillem przy którym pojawiło się mnóstwo samochodowych opowieści - nie tylko złomowych. Dziękujemy za przybycie.

czwartek, 14 lipca 2011

Przygotowania trwają.

Mamy też już wszystkie potwierdzenia wpłat na konto Fundacji Nasz Śląsk. Dzisiaj odebrałem naklejki darczyńców, które ozdobią nasz bolid.

Koszulki naszego teamu, świeże i pachnące czekają na założenie. Mam nadzieję że spodobają się reszcie zespołu. Jutro próba.

Przyszła długo wyczekiwana paczka z zamówionymi częściami. No w sumie jak na naszą pocztę to nie tak długo 5 dni w tym weekend to czas do przyjęcia.

Powoli trzeba się będzie zacząć pakować, tym bardziej, że Dziejek z pewnością będzie ode mnie wymagał abym ograniczył się z bagażem. Spróbować mogę :)

Tomek

poniedziałek, 11 lipca 2011

Mapa - test

A to jest... post testowy ^^ Domyślnie ma na bieżąco pokazywać naszą pozycje podczas rajdu. Do startu będzie robił za szpiega - od czasu do czasu będzie tu pokazana moja bieżąca pozycja :)



sobota, 9 lipca 2011

Zmiany w składzie drużyny.... i takie tam.

Start coraz bliżej, a czasu na przygotowania jak nie było tak dalej nie ma. Niestety w związku ze ślubem brata z wyjazdu zrezygnować musiała Hania :/ W jej miejsce pojedzie Agnieszka - dziewczyna Tomka, więc przynajmniej nie musimy nikogo szukać na ostatnią chwilę.

W kwestiach technicznych zbyt wiele się nie zmieniło. Dzięki pomocy speca od Wartburgów udało się w końcu sprawdzić i ustawić zapłon. Generalnie zasada jest taka, że im wyższą liczbę oktanową ma paliwo, tym dłużej się spala. W związku z tym wyprzedzenie zapłonu powinno być odpowiednio większe. W Wartburgu dla benzyny 95 powinno wynosić ok. 3,8mm. U nas było to 6mm - w sam raz dla nafty lotniczej :] Dodatkowo przypalony przerywacz uniemożliwiał precyzyjną korektę, na szczęście miałem jeden w zapasie. Całą sytuację dobrze podsumował kumpel -" normalnie to to nie miało prawa jeździć.... ale w końcu to jest Wartburg :)"
Przy okazji udało się zlikwidować luz na lewym przednim kole, przyczyną była tylko wyrobiona zawleczka nakrętki piasty.

Do zrobienia "na już" została jeszcze podłoga, cieknący szyberdach (to przez niego zalewa kabinę), luzy w tylnym zawieszeniu. Mam jeszcze delikatne wrażenie, że przednie hamulce zaczynają się kończyć. Na szczęście tydzień przed startem będę miał wolny, więc powinienem zdążyć ze zrobieniem wszystkiego...

niedziela, 3 lipca 2011

U-boot

Kilka dni intensywnego deszczu pozwoliło mi stwierdzić, że mamy trochę większy przeciek niż nam się na początku wydawało. Wanda była bliska przemiany w DDR-owskiego U-boota - ilość wody zebranej po dwóch dniach deszczu kwalifikowała się z zasadzie do wybierania wiaderkiem. Sytuację uratowała... dziura w podłodze.

A nie, przepraszam. Sytuację uratował brak podłogi. Wygląda na to, że w powstałym bajorze zadomowił się jakiś potwór (niekoniecznie z Loch Ness...) i zeżarł podłogę :/ Czasu i chęci na spawanie brak. Zamiast podłogi kierowcy wstawimy kawał deski, jak za starych dobrych czasów. Będzie trzeba tylko uważać na korniki :)

wtorek, 14 czerwca 2011

Sierściuch

Miło mi poinformować, że do naszego zespołu dołączył kolejny członek - przyczepka Niewiadów N250C zwana Sierściuchem :) Na razie jeszcze nieoficjalnie, bo ze względu na bajzel w papierach (a dokładniej ich brak) nie mam pewności czy uda się Sierścia zarejestrować przed startem.


Skąd pomysł? Cóż, biorąc pod uwagę stan zawieszenia w Wandzie, było to jedyne logiczne rozwiązanie. Cały bagaż pójdzie na przyczepkę, a w aucie będziemy tylko my, śpiwory i jakieś jedzenie.

I uprzedzając pytania: Sierściucha również oklejamy :) Jak będę miał chwilkę, to pojawi się w powierzchni reklamowej.

Stuknęło Wandzi...

... 40000 km. Albo 140000 km. Na tym etapie dalej nie potrafimy określić, która liczba jest bliższa prawdy...


Pokaz mody

W sobotę Wanda po raz pierwszy pokazała się publicznie na Zlocie Pojazdów PRL organizowanym przez bar Setka we Wrocławiu. Tytułu miss zlotu nie zdobyła, ale gdyby organizatorzy zrobili konkurs na najbardziej zardzewiały lub najbardziej kopcący pojazd to również byśmy go nie wygrali :)


niedziela, 5 czerwca 2011

Trzy czerwone jeździdła

W ramach rekreacji jeździmy przede wszystkim rowerami, bo to zdrowo, tanio, no i oczywiście "ekologicznie". Sezon trwa w najlepsze, z czasem bywa różnie, ale jednak coś wykroić trzeba. Ostatnio wybraliśmy się więc z Dziejkiem na przejażdżkę rowerkami z epoki naszego Wartburga.
ROMET MARS - kopia Urala w kolorze czerwonym to sprzęt należący do Dziejka, ja pomykałem natomiast niesamowitym rowerkiem ROMET TYLER (składaczek w wersji lux) pożyczonym od naszej wspaniałej koleżanki Agnieszki. Zabawa była niecodzienna, a spotkanie zakończyliśmy oczywiście przy naszej Wandzie.

Tomek

środa, 1 czerwca 2011

Przeciek

Po dzisiejszej burzy na dywaniku w Wandzie pojawiła się kałuża. Co  oznacza jedno - będziemy musieli zabrać dodatkowy garnek...

sobota, 28 maja 2011

Wyjazd do województwa podlaskiego  okazał się bardzo udany. Wanda dzielnie to zniosła, nie grymasiła, czasami trochę warknęła lub zawołała: "polej mi!" ale poza tym sprawowała się pięknie. 1421 km w trasie w ciągu trzech dni to przedsmak tego co czeka nas w lipcu po starcie rajdu.



piątek, 27 maja 2011

Suwalszczyzna zdobyta

Jak już Dziejek napisał wcześniej, pojechałem Wandą do domu. Pierwsze 200 km z Poznania do Wielkich Radowisk udało się przebyć bez żadnych problemów. Po krótkim postoju ruszyłem dalej. Ostateczny cel podróży to Suwalszczyzna. Wybrałem się tym razem w podróż służbową Wandą, ponieważ UNO odmówiło chwilowo wszelkiej współpracy, najpierw problemy z hamulcami, które z pomocą Dziejka udało się rozwiązać na parkingu pod blokiem. Potem jednak nawalił alternator i w końcu nieunikniona była wizyta w warsztacie. Warsztat jak to firma usługowa czasem wskazuje jeden termin realizacji zlecenia, a potem go zmienia... na późniejszy. Tak było w tym przypadku. Mając jednak alternatywny, własny pojazd, śmiało wyruszyłem w podróż naszym Wartburgiem. Pierwszy dzień jazdy zakończył się nad jeziorem Wigry po przebyciu 607 km.

Średnie spalanie (sprawdzane dokładnie po raz pierwszy w trakcie naszego użytkowania Wandy) wyniosło 7,7 l mieszanki na 100km. W ten sposób uzyskaliśmy nareszcie odpowiedź ile realnie może nas kosztować Złombol. Oczywiście dojdą jeszcze bagaże, dodatkowi pasażerowie, ale znamy już mniej więcej apetyt Wandzi na paliwo w dłuższej trasie, w okresie letnim. Wskazówka prędkościomierza w czasie przejazdu nie przekraczała 95 km/h, a zasadniczo oscylowała w granicach 80 km/h.

Wrażenia z jazdy, niesamowite. Klimatyzacja działa bez zarzutu (otwarty szyberdach oraz uchylone okna doskonale sprawdzają się nawet w dużym upale).
Wskaźnik temperatury pozwalał na ręczną regulację - włączanie i wyłączanie wentylatora w razie potrzeb. System ten utrzymamy prawdopodobnie także na kolejnych trasach.

Tomek

piątek, 20 maja 2011

Próba złomu

Tomek dojechał Wandą do domu... po czym stwierdził, że jedzie dalej. Wanda pojechała pod Suwałki. W trzy dni zrobi pół Złombolu...

Edit: Wanda wróciła o własnych siłach i w jednym kawałku. To tylko Tomkowi się nie chce pisać...

Powrót do zdrowia i test z codzienności

Przyszedł czas na rozwiązanie problemów z hamulcami. Pomoc zaoferował kolega z Wrocławia, więc Wandę czekała mała wycieczka. Chcąc w jak największym stopniu wykorzystać wizytę u zaprawionego w bojach wartburgowca, zdecydowałem się pojechać najbardziej parchatą drogą do Świdnicy, jaką znam - przez Strzegom. Cel był jasny - jeśli coś ma odpaść, niech odpadnie teraz.

Tylne zawieszenie zaczęło się sypać po pierwszych 100 km :)

Następnie przyszedł czas na przejazd do Wrocławia. Jako że Wanda powoli zaczynała się dezintegrować, zabrałem ze sobą pojazd ratunkowy, tak na wszelki wypadek.


Miny ludzi oglądających ten zestaw - bezcenne :)

Podróż przebiegła bez zakłóceń i przyszedł czas by wraz z Piotrem zajrzeć Wandze pod spódnicę :) Od razu było widać, co co się stało z zawieszeniem... Wahacz przerdzewiał na wylot, a przez powstałą dziurę wyleciał amortyzator. Szczęśliwie zatrzymał się na kawałku rdzy i nie zgubiłem go po drodze. 15 minut z migomatem, kawałek blachy i dwa kątowniki dały w efekcie piękną rzeźbę, na której jak dobrze pójdzie pokonamy trasę Złombolu.
Przy okazji udało się wywalić korektor siły hamowania, załatać układ i zrobić czujnik świateł stopu (który swoją drogą okazał się być ze skarpety...). Poprawy siły hamowania nie zauważyłem, ale przynajmniej mam świadomość że nic nie cieknie.

Wyleczona Wanda bez probelmu dotarła do Poznania. I tu ciekawostka: wrzucenie na dach metra roweru nie wpływa w żadnym stopniu na aerodynamikę Wartburga :)
W sumie Warczyburg okazał się być niezawodnym i całkiem ekonomicznym pojazdem, pod jednym warunkiem - że trzyma się Tomka z dala od niego :)

W międzyczasie Tomkowi rozleciało się Uno, więc dziś rano zabrał Wandę i pojachał do domu. Nasz złombolid czeka kolejny trudny test, ale jestem pewien, że przejdzie go... warcząco.

czwartek, 12 maja 2011

Wolsztyn i Hania

Jak już wspomniałem, wyjazd się udał. Z testu spalania zrezygnowaliśmy. W jedną stronę przejechanie 60 km zajęło nam... 3 godziny, z czego większość w 20 kilometrowym korku. W drugą Tomek rzadko kiedy schodził poniżej 100 km/h. To CUD, że 40 litrów starczyło nam na te 120 kilometrów...

Po raz pierwszy do ekipy dołączył jej ostatni, tajemniczy element - Hania.
Była to pierwsza okazja, żeby ekipa się dotarła... I jak to przy docieraniu bywa, trochę iskrzyło :) Wszyscy się pogubili, Tomek poszedł w tłum ze swoją partnerką, Dzienka zrobiła mega rozwałkę... Hania dzielnie to przetrzymała. Ogólnie wyszedł niezły sajgon, ale to dobrze rokuje na przyszłość - nie będziemy się ze sobą nudzić.
W chwili obecnej szukam speca, który ogarnie mi przegniłe hamulce. Jak dobrze pójdzie już w przyszłym tygodniu Wanda odzyska zdrowie i będziemy mogli pomyśleć o kolejnych wycieczkach.

Dziejek

piątek, 6 maja 2011

Żyjemy :)

Żeby nie było, że polegliśmy. Wanda pojechała i wróciła, po drodze wyprzedzając kilka samochodów i przekraczając magiczne 130km/h. A to wszystko z zepsutymi hamulcami :) Zdjęcia wkrótce.

piątek, 29 kwietnia 2011

Próba drutu

Po dokładnym zbadaniu stanu Wandy sprawy przybrały trochę inny obrót niż to opisałem wcześniej. Uszczelka pod głowicą jednak jest cała. W magiczno-wartburgowy sposób zniknęło za to napięcie z termowłącznika wentylatora. Wzglednie tego napięcia nigdy tam nie było. Co przy obecnych temperaturach doprowadziło do zagotowania się chłodziwa w obrębie bloku, a bąbelki widoczne na filmie to para uciekająca przez zbiorniczek.

Zastosowaliśmy najprostsze możliwe rozwiązanie: z ręcznego włacznika, kawalka drutu, gumki recepturki i taśmy klejącej stworzyliśmy panel  sterowania wentylatorem dla pasażera.

Jazda próbna pokazała, że problem przegrzewania został na razie rozwiązany.

Problem swiateł stopu pozostał. Ale teraz przynajmniej znamy przeciwnika. Po obciążeniu przez paczkę Młodego przy hamowaniu wywaliło płyn z korektora siły hamowania. Układ jest nieszczelny, płyn ucieka, korektor jest do wymiany... Znaczy się że można jeździć :]

Jutro Wandzię czeka próba - wyjazd do Wolsztyna na Paradę Parowozów. Przy okazji chcemy zrobić test spalania. Zakładając, że gaźnik lekko przelewa i na 4 koła tylko w jednym nie podczas jazdy nie trą hamulce cudów się raczej nie spodziewam...
W razie czego będą dwa dodatkowe auta do holowania :)

poniedziałek, 25 kwietnia 2011

Porno weekend, czyli wszystko się pi....

W dużym skrócie jak w tytule. Przyjechał braciak, chciał obadać Wartburga. Zaczęło się niewinnie, od załadowania 6 osób na pokład. Coś ładnie tarło na każdym zakręcie... Biorąc pod uwagę, że na Złombol mają jechać 4 osoby i tona bagażu można łatwo wywnioskować, że to zawieszenie tego nie wytrzyma. Czyli chyba trzeba będzie się zakręcić za przyczepą, bo zawieszenie to chyba najdroższy element tego pojazdu.
Potem było już tylko lepiej. Parę kilometrów z gazem w podłodze i piękna fontanna ze zbiorniczka wyrównawczego. Szybka diagnoza - uszczelka pod głowicą. Tak na 99% choć bez typowych objawów. Właściwie tylko spaliny zbiorniczkiem wywaliło:
Niby kończę składać kolejny silnik z dobrą uszczelką, ale nawet nie wiem czy to się uda uruchomić.

Żeby było śmieszniej przestały gasnąć światła stopu. Czyli:
10% że to tylko zapowietrzenie
15% że to nieszczelność na którymś cylinderku
10% że to czujnik
20% że to ze względu na markę pojazdu
45% - pompa poszła się kochać

I tak była w planie wymiana przewodów, ale myślałem że na pompie da się zaoszczędzić. A tu zonk.

W związku z powyższymi zdecydowałem, że nie będziemy ruszać skrzyni. Pracuje dobrze, a w przypadku jazy z obciążeniem wolne koło i tak pewnie by się rozleciało po drodze. Jazda na ostrym z wysprzęglaniem wychodzi nam na tyle dobrze, że silnik powinien to wytrzymać. Na razie priorytet to hamulce, uszczelka i chłodzenie. Czyli jakieś 40% Wartburga...

wtorek, 5 kwietnia 2011

Trochę części i świńska grypa.

Miałem nadzieję, że w tym tygodniu uda się zamknąć temat silnika. Niestety podłapałem jakieś paskudztwo i od tygodnia umieram w domu. Czy faktycznie H1N1? Pojęcia nie mam, ale u Dzienki na oddziale to teraz temat numer 1, więc nic nie można wykluczyć. Męczy mnie w każdym bądź razie wyjątkowo świńsko :/
W międzyczasie przyszła w końcu paczka z Motirexu. Śruby koła zamachowego, szpilki głowicy, cewka (tak na wszelki wypadek :]) i zestaw regeneracyjny wolnego koła. Miałem cichą nadzieję, że na jakiś czas będzie spokój z zakupami, ale gdzie tam.... Korzystając z nadmiaru wolnego czasu przeczytałem chyba całe forum klubu Wartburga. Wnioski są następujące:

1) Większość użytkowników, nawet tych najbardziej doświadczonych ma na koncie 3-4 zatarte silniki. Niektóre przy przebiegu do 1000km od remontu...
2) Pompy wody ciekną. Wcześniej lub później, ale zawsze. Ściągając głowicę zawsze powinno się wymienić przynajmniej uszczelniacz. A że nie wpadłem na to, żeby go zamówić... 
3) Żeby wymienić wolne koło, trzeba wyjąć wałek sprzęgłowy. I przy okazji całą skrzynię. A że składanie jej potem na starych zimmeringach to proszenie się o to żeby zaczęła cieknąć...
itd, itp....

Im bliżej tym dalej :/

Dziejek

poniedziałek, 21 marca 2011

Dziejek Dobra Rada, cz. 1

Przy okazji reanimacji silnika doszedłem do dość ciekawych wniosków. Cała literatura dotycząca mechaniki z okresu PRL-u zakłada, że każdy czytelnik ma jakie takie wykształcenie techniczne i w pełni wyposażony (również w narzędzia specjalne)  warsztat. Ściąganie tłoków jest opisane "Sworznie wypchnąć przy użyciu narzędzia specjalnego" albo "Pierścienie ściągamy szczypcami do pierścieni". Teoretycznie to wszystko da się jeszcze kupić, na allegro lub jakiejś giełdzie. Z tym, że np. za cenę szczypiec można mieć komplet uszczelek, kondensatory, cewkę i jeszcze nam zostanie. Zebranie wszystkich narzędzi (a kupuję tylko to, co konieczne) dwukrotnie przekracza wartość silnika.
Co gorsze, na forach założenia są te same co w książkach. A jeśli już ktoś ma swój patent na wykonanie jakiejś czynności, to jest to wychodzi z założenia, że skoro to się da tak łatwo zrobić to pewnie każdy sam na to wpadnie. A w rzeczywistości różnie to bywa.  Dlatego w ramach tego cyklu podzielę się rozwiązaniami, na które udało mi się wpaść, a które mogą się przydać nie tylko przy serwisie dwusuwa. A więc zaczynamy:

"Ściąganie sworzni tłokowych bez narzędzia specjalnego"

Potrzebujemy: dużego ściągacza do łożysk (tak, niby to też narzędzie specjalne, ale łatwiej o to niż o ściągacz do tłoków. Można kupić w Castoramie za 20zł), największej kwadratowej podkładki jaką znajdziemy w Castoramie, krótkiego kawałka rury kanalizacyjnej z PCV (średnica musi być większa od średnicy sworznia).

Odcinamy krótki kawałek rury, przykładamy do tłoka, nakładamy na nią podkładkę i łapiemy ramionami ściągacza. Skręcamy ściągacz, sworzeń zostaje wypchnięty do wnętrza rury.
Jeśli sworzeń jest w środku pusty (np. sworznie motocyklowe) nie potrzeba ściągacza, wystarczy długa śruba z łbem o średnicy mniejszej niż otwór w tłoku, ale większej niż wewnętrzna średnica sworznia. Do tego standardowo rura i podkładka. Akurat do tego schematy można znaleźć w sieci, nie będę wklejał ze względu na prawa autorskie :)

"Ściąganie lub zakładanie pierścieni tłokowych bez szczypiec"

Potrzebujemy: rury kanalizacyjnej z poprzedniego punktu :)

Odcinamy kawałek rury i wycinamy z niego trzy niezbyt szerokie paski. Z jednego z nich zeskrobujemy trochę PCV tak, żeby nie był zbyt gruby. Paski maczamy w oleju. Następnie delikatnie rozchylamy zamki pierścienia, który chcemy zdjąć i wciskamy pod oba końce zamka te grubsze paski PCV. Następnie cieńszy pasek wsadzamy pod pierścień i przeciągamy na drugą stronę tłoka. Pierścień zostaje podważony i można go delikatnie zdjąć.




Zakładamy podobnie, zaczynając od cienkiego kawałka PCV. UWAGA: zamki rozchylamy delikatnie, pierścień można bez problemu rozerwać w palcach. Polecam  dla testu poświęcić jeden stary, tak żeby nie sprawdzać wytrzymałości na nowym :)

Dziejek

Prosto z fabryki... :)

Taka krótka scenka ze szlifierni. Przed oddaniem bloku do szlifu powinno się rozprężyć tłoki. W wyniku pierwszego rozgrzania mogą delikatnie zmienić swoje wymiary, co przy dokładnym szlifie doprowadza do zatarcia. Dlatego lepiej to zrobić przy pomocy kąpieli w gorącym oleju poza blokiem. W laboratoryjno-partyzanckich warunkach wygląda to mniej więcej tak:



W piątek chciałem koniecznie oddać żelastwo do obróbki, ale wyciskanie sworzni tłokowych przy użyciu podkładek, rury kanalizacyjnej i ściągacza do łożysk zajęło trochę więcej czasu niż zaplanowałem. Nie miałem czasu czekać tłoki ostygną, więc ten ostatni, rozgrzany do prawie 200 stopni trafił od razu w gazetę i do pudełka. Wrzuciłem wszystko do auta i szybko pojechałem do szlifierni. Jak wspomniałem, "oryginalny Wartburg" był atrakcją, więc chłopaki przyszli zobaczyć i pogadać. W międzyczasie jeden dobrał się do pudełka z tłokami, czego oczywiście nie zauważyłem. Po chwili z drugiego końca szlifierni:

-Ku.......a!! Co one, prosto z fabryki??!! 

Koleś chwycił za ten, który ostatni wyszedł z oleju :)

Dziejek

Aktualizacja

 Przez dłuższy czas nie było aktualizacji, ale to dlatego, że właściwie nic ważnego się nie wydarzyło. Na wszystko brakuje czasu, więc prace przy Wandzie posuwają się do przodu bardzo powoli. Ja ciągle walczę z padliną silnika. W piątek blok i nowe tłoki trafiły na szlifiernię. Chłopaki się ucieszyli, wszyscy byli starszej daty i dawno, jak to ujęli, "prawdziwego Wartburga" nie szlifowali. Mam nadzieję, że dobrze zrobią. Lista rzeczy, które muszę skompletować powoli się skraca. Swoją drogą, całkowite koszty tej zabawy mogą przekroczyć... koszt zakupu Wandy. Połowa wydatków to na razie uzupełnienie braków w zapleczu warsztatowym - klucze, narzędzia specjalne, smary, pasty itp. Do samego silnika będzie trzeba dokupić uszczelniacze, komplet szpilek, śruby koła zamachowego i w zasadzie można będzie go złożyć. Zakładając, że membrany w pompie wody i pompie paliwa nie są sparciałe, dysze w gaźniku nie były ruszane, aparat zapłonowy jest kompletny i sprawny, itp.... itd.... to m-o-ż-e w pierwszym tygodniu kwietnia przyjdzie czas na próbne uruchomienie.

Dziejek

wtorek, 22 lutego 2011

Spotkanie

Pewnie jeszcze nie raz na naszej drodze napotkamy auta, których kierowcy z podziwem i może nawet z łezką w oku będą oglądali nasz pojazd (w tle).




Do zdjęcia zainspirował mnie film:
http://www.youtube.com/watch?v=eyPFioXrJjI&feature=player_embedded



Tomek

środa, 16 lutego 2011

Diagnoza...

Przyszła diagnoza od specjalisty. Tłoki to padlina. Czyli czekają nas pełne szlify. Trochę ból, ale przynajmniej na koniec będziemy pewni, że jest dobrze zrobione.

Operacja

Wreszcie znalazłem trochę czasu żeby dokładnie obejrzeć nasz zapasowy silnik. Po dwóch wieczorach babrania się w miksolu został rozebrany na części pierwsze.



W dużym skrócie mam wrażenie, że jednostka, która od 24 lat napędza Wandę jest w lepszym stanie niż ta, która miała być po remoncie. W sumie trochę przy silniku zrobione było. Problemem jest jednak to jak te prace zostały wykonane.

Nagar z powierzchni tłoków został wyczyszczony... wkrętakiem, co skutkowało powstaniem dość głębokich rys na denku tłoka. Nie dyskwalifikuje to tłoków, ale stanowi doskonałą  bazę do osadzania się nagaru w przyszłości



Dodatkowo tłoki okazały się być lekko przytarte. Na gładzi jednego widać... nagar, co świadczy o uszkodzeniu pierścieni i całkiem epickiej ucieczce kompresji. Ciekawe jak to cudo jeździło... Pierścienie zostały założone nowe, ale jeśli tłoki nie będą zmieniane to trzeba będzie je przeszlifować.

Nagar z komór spalania został usunięty całkiem poprawnie, lecz nie wiedzieć czemu każda komora dorobiła się pęknięć, a właściwie dziur w swojej powierzchni. Nie mam bladego pojęcia jak powstały, ale mogą się okazać zbyt głębokie do szlifowania. Tak więc głowica może się niestety kwalifikować do wymiany.
  Dół silnika był niestety zrobiony podobnymi metodami. Ktoś bardzo lubił czerwony silikon, bo wlał go tam chyba całe wiadro. O ile uszczelnianie skrzyni korbowej w ten sposób jestem w stanie zrozumieć, o tyle prób poprawienia uszczelnienie czopów wału już nie. To się nie miało prawa trzymać i puściło w zasadzie już podczas zalewania silnika olejem. W rezultacie cała skrzynia korbowa była pełna silikonowych glutów. Nie żeby jej to zaszkodziło, ale nie sądzę żeby łożyska na dłuższą metę polubiły takie środowisko...

Całe szczęście, że wał wygląda nawet OK. Jest złożony na dobrych łożyskach. Oczywiście idealnie być nie mogło, jeden przeciwciężar ma widoczny ubytek. Nie rozleci się, ale będzie zapewne dawać wibracje od których w końcu polecą łożyska. W sumie na złombol powinny wystarczyć...

Tak więc przy silniku sporo zostało do zrobienia. Muszę zdecydować, czy składać na tym co jest na lekkich szlifach, cze przeszlifować wszystko na najbliższy nadwymiar i wymieniać tłoki. Decyzja w najbliższym czasie...

 Dziejek

wtorek, 1 lutego 2011

"Zapasowe serce"

W ubiegłym tygodniu znaleźliśmy ogłoszenie na temat Wartburga na sprzedaż, jego dotychczasowy właściciel ujął jednak w ofercie coś, co wydało nam się interesujące - silnik gratis! Samochodem nie byliśmy specjalnie zainteresowani no bo mamy już Wandę, drugiej przecież nie kupimy. Zadzwoniliśmy jednak do właściciela, czy byłby skłonny odsprzedać nam sam silnik. Zgodził się. Sprawdziliśmy lokalizację, okazała się bardzo odległa, bo samochód stał aż w Zamościu. Z drugiej strony to przecież nie jest koniec świata. Na początku podeszliśmy do tego z lekkim rozbawianiem, nie było zamieszczonych zdjęć, nie wiedzieliśmy w jakim stanie jest oferowany samochód i silnik. Pomysł został chwilowo porzucony.
W życiu zdarzają się jednak przecież różne zbiegi okoliczności i nieprzewidywalne momenty. I tak weekend upłynął nam na bardzo sympatycznym wyjeździe na wschód Polski, gdzie poszukiwaliśmy naszych ulubionych latających ssaków. Będąc już tak daleko od Poznania, tuż przed wyjazdem w drogę powrotną postanowiliśmy zadzwonić ponownie do właściciela tajemniczego Wartburga i zapytać o szczegóły. W czasie rozmowy podjęliśmy ostateczną decyzję i wracając do Poznania "po drodze" wstąpiliśmy do ładnego, klimatycznego Zamościa. Silniczek okazał się być w dobrym stanie, po jakimś delikatnym remoncie. W ten sposób nasza Wanda dorobiła się "zapasowego serca".

 
Silniczek jest mały i nie waży dużo, więc bez problemu włożyliśmy go do bagażnika w Fabii. Przed odjazdem postanowiliśmy jeszcze z ciekawości zajrzeć do garażu i pooglądać Wartburga, który był wystawiony na sprzedaż. Ledwie drzwi się uchyliły, ogarnęła nas wielka radość i nie mogliśmy powstrzymać się od śmiechu. W blaszaku stał Wartburg w identycznym kolorze jak nasza Wanda. Stan blacharsko-lakierniczy całkiem niezły, za to rama trochę pordzewiała, silnik sprawny. Wyposażenie wnętrza fascynujące - oryginalne radio z epoki. Porozmawialiśmy jeszcze dłuższą chwilę z właścicielem i pożegnaliśmy się.


Po zakupach poszliśmy jeszcze zjeść obiad na urokliwym starym rynku w Zamościu, później udało nam się chwilę pozwiedzać i udaliśmy się w drogę powrotną.

Tomek

niedziela, 30 stycznia 2011

Szczęśliwe numerki

W końcu udało się zebrać w jednym miejscu wszystkie elementy niezbędne do wymiany tablic. Sama operacja nie była łatwa ze względu na konstrukcję bolidu i nie do końca sprzyjającą aurę...





... ale po dłuższej walce udało się. Miejmy nadzieję, że nowe numery przyniosą nam szczęście :)