poniedziałek, 21 marca 2011

Dziejek Dobra Rada, cz. 1

Przy okazji reanimacji silnika doszedłem do dość ciekawych wniosków. Cała literatura dotycząca mechaniki z okresu PRL-u zakłada, że każdy czytelnik ma jakie takie wykształcenie techniczne i w pełni wyposażony (również w narzędzia specjalne)  warsztat. Ściąganie tłoków jest opisane "Sworznie wypchnąć przy użyciu narzędzia specjalnego" albo "Pierścienie ściągamy szczypcami do pierścieni". Teoretycznie to wszystko da się jeszcze kupić, na allegro lub jakiejś giełdzie. Z tym, że np. za cenę szczypiec można mieć komplet uszczelek, kondensatory, cewkę i jeszcze nam zostanie. Zebranie wszystkich narzędzi (a kupuję tylko to, co konieczne) dwukrotnie przekracza wartość silnika.
Co gorsze, na forach założenia są te same co w książkach. A jeśli już ktoś ma swój patent na wykonanie jakiejś czynności, to jest to wychodzi z założenia, że skoro to się da tak łatwo zrobić to pewnie każdy sam na to wpadnie. A w rzeczywistości różnie to bywa.  Dlatego w ramach tego cyklu podzielę się rozwiązaniami, na które udało mi się wpaść, a które mogą się przydać nie tylko przy serwisie dwusuwa. A więc zaczynamy:

"Ściąganie sworzni tłokowych bez narzędzia specjalnego"

Potrzebujemy: dużego ściągacza do łożysk (tak, niby to też narzędzie specjalne, ale łatwiej o to niż o ściągacz do tłoków. Można kupić w Castoramie za 20zł), największej kwadratowej podkładki jaką znajdziemy w Castoramie, krótkiego kawałka rury kanalizacyjnej z PCV (średnica musi być większa od średnicy sworznia).

Odcinamy krótki kawałek rury, przykładamy do tłoka, nakładamy na nią podkładkę i łapiemy ramionami ściągacza. Skręcamy ściągacz, sworzeń zostaje wypchnięty do wnętrza rury.
Jeśli sworzeń jest w środku pusty (np. sworznie motocyklowe) nie potrzeba ściągacza, wystarczy długa śruba z łbem o średnicy mniejszej niż otwór w tłoku, ale większej niż wewnętrzna średnica sworznia. Do tego standardowo rura i podkładka. Akurat do tego schematy można znaleźć w sieci, nie będę wklejał ze względu na prawa autorskie :)

"Ściąganie lub zakładanie pierścieni tłokowych bez szczypiec"

Potrzebujemy: rury kanalizacyjnej z poprzedniego punktu :)

Odcinamy kawałek rury i wycinamy z niego trzy niezbyt szerokie paski. Z jednego z nich zeskrobujemy trochę PCV tak, żeby nie był zbyt gruby. Paski maczamy w oleju. Następnie delikatnie rozchylamy zamki pierścienia, który chcemy zdjąć i wciskamy pod oba końce zamka te grubsze paski PCV. Następnie cieńszy pasek wsadzamy pod pierścień i przeciągamy na drugą stronę tłoka. Pierścień zostaje podważony i można go delikatnie zdjąć.




Zakładamy podobnie, zaczynając od cienkiego kawałka PCV. UWAGA: zamki rozchylamy delikatnie, pierścień można bez problemu rozerwać w palcach. Polecam  dla testu poświęcić jeden stary, tak żeby nie sprawdzać wytrzymałości na nowym :)

Dziejek

Prosto z fabryki... :)

Taka krótka scenka ze szlifierni. Przed oddaniem bloku do szlifu powinno się rozprężyć tłoki. W wyniku pierwszego rozgrzania mogą delikatnie zmienić swoje wymiary, co przy dokładnym szlifie doprowadza do zatarcia. Dlatego lepiej to zrobić przy pomocy kąpieli w gorącym oleju poza blokiem. W laboratoryjno-partyzanckich warunkach wygląda to mniej więcej tak:



W piątek chciałem koniecznie oddać żelastwo do obróbki, ale wyciskanie sworzni tłokowych przy użyciu podkładek, rury kanalizacyjnej i ściągacza do łożysk zajęło trochę więcej czasu niż zaplanowałem. Nie miałem czasu czekać tłoki ostygną, więc ten ostatni, rozgrzany do prawie 200 stopni trafił od razu w gazetę i do pudełka. Wrzuciłem wszystko do auta i szybko pojechałem do szlifierni. Jak wspomniałem, "oryginalny Wartburg" był atrakcją, więc chłopaki przyszli zobaczyć i pogadać. W międzyczasie jeden dobrał się do pudełka z tłokami, czego oczywiście nie zauważyłem. Po chwili z drugiego końca szlifierni:

-Ku.......a!! Co one, prosto z fabryki??!! 

Koleś chwycił za ten, który ostatni wyszedł z oleju :)

Dziejek

Aktualizacja

 Przez dłuższy czas nie było aktualizacji, ale to dlatego, że właściwie nic ważnego się nie wydarzyło. Na wszystko brakuje czasu, więc prace przy Wandzie posuwają się do przodu bardzo powoli. Ja ciągle walczę z padliną silnika. W piątek blok i nowe tłoki trafiły na szlifiernię. Chłopaki się ucieszyli, wszyscy byli starszej daty i dawno, jak to ujęli, "prawdziwego Wartburga" nie szlifowali. Mam nadzieję, że dobrze zrobią. Lista rzeczy, które muszę skompletować powoli się skraca. Swoją drogą, całkowite koszty tej zabawy mogą przekroczyć... koszt zakupu Wandy. Połowa wydatków to na razie uzupełnienie braków w zapleczu warsztatowym - klucze, narzędzia specjalne, smary, pasty itp. Do samego silnika będzie trzeba dokupić uszczelniacze, komplet szpilek, śruby koła zamachowego i w zasadzie można będzie go złożyć. Zakładając, że membrany w pompie wody i pompie paliwa nie są sparciałe, dysze w gaźniku nie były ruszane, aparat zapłonowy jest kompletny i sprawny, itp.... itd.... to m-o-ż-e w pierwszym tygodniu kwietnia przyjdzie czas na próbne uruchomienie.

Dziejek