wtorek, 22 lutego 2011

Spotkanie

Pewnie jeszcze nie raz na naszej drodze napotkamy auta, których kierowcy z podziwem i może nawet z łezką w oku będą oglądali nasz pojazd (w tle).




Do zdjęcia zainspirował mnie film:
http://www.youtube.com/watch?v=eyPFioXrJjI&feature=player_embedded



Tomek

środa, 16 lutego 2011

Diagnoza...

Przyszła diagnoza od specjalisty. Tłoki to padlina. Czyli czekają nas pełne szlify. Trochę ból, ale przynajmniej na koniec będziemy pewni, że jest dobrze zrobione.

Operacja

Wreszcie znalazłem trochę czasu żeby dokładnie obejrzeć nasz zapasowy silnik. Po dwóch wieczorach babrania się w miksolu został rozebrany na części pierwsze.



W dużym skrócie mam wrażenie, że jednostka, która od 24 lat napędza Wandę jest w lepszym stanie niż ta, która miała być po remoncie. W sumie trochę przy silniku zrobione było. Problemem jest jednak to jak te prace zostały wykonane.

Nagar z powierzchni tłoków został wyczyszczony... wkrętakiem, co skutkowało powstaniem dość głębokich rys na denku tłoka. Nie dyskwalifikuje to tłoków, ale stanowi doskonałą  bazę do osadzania się nagaru w przyszłości



Dodatkowo tłoki okazały się być lekko przytarte. Na gładzi jednego widać... nagar, co świadczy o uszkodzeniu pierścieni i całkiem epickiej ucieczce kompresji. Ciekawe jak to cudo jeździło... Pierścienie zostały założone nowe, ale jeśli tłoki nie będą zmieniane to trzeba będzie je przeszlifować.

Nagar z komór spalania został usunięty całkiem poprawnie, lecz nie wiedzieć czemu każda komora dorobiła się pęknięć, a właściwie dziur w swojej powierzchni. Nie mam bladego pojęcia jak powstały, ale mogą się okazać zbyt głębokie do szlifowania. Tak więc głowica może się niestety kwalifikować do wymiany.
  Dół silnika był niestety zrobiony podobnymi metodami. Ktoś bardzo lubił czerwony silikon, bo wlał go tam chyba całe wiadro. O ile uszczelnianie skrzyni korbowej w ten sposób jestem w stanie zrozumieć, o tyle prób poprawienia uszczelnienie czopów wału już nie. To się nie miało prawa trzymać i puściło w zasadzie już podczas zalewania silnika olejem. W rezultacie cała skrzynia korbowa była pełna silikonowych glutów. Nie żeby jej to zaszkodziło, ale nie sądzę żeby łożyska na dłuższą metę polubiły takie środowisko...

Całe szczęście, że wał wygląda nawet OK. Jest złożony na dobrych łożyskach. Oczywiście idealnie być nie mogło, jeden przeciwciężar ma widoczny ubytek. Nie rozleci się, ale będzie zapewne dawać wibracje od których w końcu polecą łożyska. W sumie na złombol powinny wystarczyć...

Tak więc przy silniku sporo zostało do zrobienia. Muszę zdecydować, czy składać na tym co jest na lekkich szlifach, cze przeszlifować wszystko na najbliższy nadwymiar i wymieniać tłoki. Decyzja w najbliższym czasie...

 Dziejek

wtorek, 1 lutego 2011

"Zapasowe serce"

W ubiegłym tygodniu znaleźliśmy ogłoszenie na temat Wartburga na sprzedaż, jego dotychczasowy właściciel ujął jednak w ofercie coś, co wydało nam się interesujące - silnik gratis! Samochodem nie byliśmy specjalnie zainteresowani no bo mamy już Wandę, drugiej przecież nie kupimy. Zadzwoniliśmy jednak do właściciela, czy byłby skłonny odsprzedać nam sam silnik. Zgodził się. Sprawdziliśmy lokalizację, okazała się bardzo odległa, bo samochód stał aż w Zamościu. Z drugiej strony to przecież nie jest koniec świata. Na początku podeszliśmy do tego z lekkim rozbawianiem, nie było zamieszczonych zdjęć, nie wiedzieliśmy w jakim stanie jest oferowany samochód i silnik. Pomysł został chwilowo porzucony.
W życiu zdarzają się jednak przecież różne zbiegi okoliczności i nieprzewidywalne momenty. I tak weekend upłynął nam na bardzo sympatycznym wyjeździe na wschód Polski, gdzie poszukiwaliśmy naszych ulubionych latających ssaków. Będąc już tak daleko od Poznania, tuż przed wyjazdem w drogę powrotną postanowiliśmy zadzwonić ponownie do właściciela tajemniczego Wartburga i zapytać o szczegóły. W czasie rozmowy podjęliśmy ostateczną decyzję i wracając do Poznania "po drodze" wstąpiliśmy do ładnego, klimatycznego Zamościa. Silniczek okazał się być w dobrym stanie, po jakimś delikatnym remoncie. W ten sposób nasza Wanda dorobiła się "zapasowego serca".

 
Silniczek jest mały i nie waży dużo, więc bez problemu włożyliśmy go do bagażnika w Fabii. Przed odjazdem postanowiliśmy jeszcze z ciekawości zajrzeć do garażu i pooglądać Wartburga, który był wystawiony na sprzedaż. Ledwie drzwi się uchyliły, ogarnęła nas wielka radość i nie mogliśmy powstrzymać się od śmiechu. W blaszaku stał Wartburg w identycznym kolorze jak nasza Wanda. Stan blacharsko-lakierniczy całkiem niezły, za to rama trochę pordzewiała, silnik sprawny. Wyposażenie wnętrza fascynujące - oryginalne radio z epoki. Porozmawialiśmy jeszcze dłuższą chwilę z właścicielem i pożegnaliśmy się.


Po zakupach poszliśmy jeszcze zjeść obiad na urokliwym starym rynku w Zamościu, później udało nam się chwilę pozwiedzać i udaliśmy się w drogę powrotną.

Tomek