wtorek, 1 lutego 2011

"Zapasowe serce"

W ubiegłym tygodniu znaleźliśmy ogłoszenie na temat Wartburga na sprzedaż, jego dotychczasowy właściciel ujął jednak w ofercie coś, co wydało nam się interesujące - silnik gratis! Samochodem nie byliśmy specjalnie zainteresowani no bo mamy już Wandę, drugiej przecież nie kupimy. Zadzwoniliśmy jednak do właściciela, czy byłby skłonny odsprzedać nam sam silnik. Zgodził się. Sprawdziliśmy lokalizację, okazała się bardzo odległa, bo samochód stał aż w Zamościu. Z drugiej strony to przecież nie jest koniec świata. Na początku podeszliśmy do tego z lekkim rozbawianiem, nie było zamieszczonych zdjęć, nie wiedzieliśmy w jakim stanie jest oferowany samochód i silnik. Pomysł został chwilowo porzucony.
W życiu zdarzają się jednak przecież różne zbiegi okoliczności i nieprzewidywalne momenty. I tak weekend upłynął nam na bardzo sympatycznym wyjeździe na wschód Polski, gdzie poszukiwaliśmy naszych ulubionych latających ssaków. Będąc już tak daleko od Poznania, tuż przed wyjazdem w drogę powrotną postanowiliśmy zadzwonić ponownie do właściciela tajemniczego Wartburga i zapytać o szczegóły. W czasie rozmowy podjęliśmy ostateczną decyzję i wracając do Poznania "po drodze" wstąpiliśmy do ładnego, klimatycznego Zamościa. Silniczek okazał się być w dobrym stanie, po jakimś delikatnym remoncie. W ten sposób nasza Wanda dorobiła się "zapasowego serca".

 
Silniczek jest mały i nie waży dużo, więc bez problemu włożyliśmy go do bagażnika w Fabii. Przed odjazdem postanowiliśmy jeszcze z ciekawości zajrzeć do garażu i pooglądać Wartburga, który był wystawiony na sprzedaż. Ledwie drzwi się uchyliły, ogarnęła nas wielka radość i nie mogliśmy powstrzymać się od śmiechu. W blaszaku stał Wartburg w identycznym kolorze jak nasza Wanda. Stan blacharsko-lakierniczy całkiem niezły, za to rama trochę pordzewiała, silnik sprawny. Wyposażenie wnętrza fascynujące - oryginalne radio z epoki. Porozmawialiśmy jeszcze dłuższą chwilę z właścicielem i pożegnaliśmy się.


Po zakupach poszliśmy jeszcze zjeść obiad na urokliwym starym rynku w Zamościu, później udało nam się chwilę pozwiedzać i udaliśmy się w drogę powrotną.

Tomek

1 komentarz:

  1. Trzeba było dzwonić jeszcze bym wam obiad u rodziny załatwiła :P


    Ruda

    OdpowiedzUsuń