niedziela, 30 stycznia 2011

Szczęśliwe numerki

W końcu udało się zebrać w jednym miejscu wszystkie elementy niezbędne do wymiany tablic. Sama operacja nie była łatwa ze względu na konstrukcję bolidu i nie do końca sprzyjającą aurę...





... ale po dłuższej walce udało się. Miejmy nadzieję, że nowe numery przyniosą nam szczęście :)


środa, 26 stycznia 2011

Czas

Mamy dwie nowe tablice do Wartburga. Trzeba w nich wywiercić łącznie 4 dziury (ramki jakoś tak Wandzie nie pasują). Ja mam wiertarkę, Tomek tablice i wiertła. I od tygodnia nie możemy znaleźć czasu na to żeby się spotkać i to zrobić. Strach pomyśleć, co będzie jak przyjdzie czas na poważniejsze prace...

Dziejek

wtorek, 25 stycznia 2011

Tablice zdobyte

Nasza Wanda dostanie dzisiaj śliczne, białe, błyszczące i pachnące świeżością tablice rejestracyjne.
Tym razem sprawy urzędowe udało się załatwić bez komplikacji natury czasoprzestrzennej.

Tomek

środa, 19 stycznia 2011

Wymiana tablic

Dzisiaj kolejny wielki dzień w dziejach naszej Wandy. Właśnie na ten dzień zaplanowaliśmy zarejestrowanie jej na nas.
Z uwagi na to, że mieszkamy i pracujemy na co dzień w Poznaniu, a zameldowani jesteśmy 200 km od Poznania (w różnych kierunkach), wszelkie czynności urzędowe to prawdziwa wyprawa, która musi być odpowiednio zaplanowana.
Wczoraj Dziejek podpisał odpowiednie upoważnienie, przygotowałem też wszystkie niezbędne dokumenty. Sprawdziłem sobie połączenie kolejowe do miasta, gdzie znajduje się Starostwo (wyjazd 5:40 rano, powrót 16:43). Wieczorem pozostało mi zdjęcie starych tablic rejestracyjnych. Jest to pozornie bardzo prosta czynność - wystarczy odkręcić przecież 4 śrubki. Ale poprzedni właściciel najwyraźniej obawiał się, że ktoś niepowołany mógłby przypadkiem połasić się na takie wspaniałe czarne blachy i przytwierdził je bardzo skutecznie. Z tyłu wystarczył odpowiedni kluczyk i klucz francuski do przytrzymania. Udało się, nakrętki puściły. Z przodu tablice były zmyślnie przykręcone do zderzaka. Po kilku nieudanych próbach z kluczami, niezbędne okazało się przyniesienie z domu innego niezawodnego narzędzia. Okazał się nim brzeszczot do metalu. Kłopot zniknął jak ręką odjął (odpiłował).

Wszystko było przygotowane, stare tablice, dokumenty już w plecaku, nic tylko ruszać w drogę!
Do planu nieoczekiwanie wkradł się jednak mały aczkolwiek istotny szczegół... ZASPAŁEM na pociąg...

Kolejna próba w przyszłym tygodniu.

Tomek

sobota, 15 stycznia 2011

Wanda na badaniach

Dzisiaj pojechaliśmy z Wandą na okresowe badana techniczne. W sumie sami nie byliśmy pewni jaki będzie ich wynik. Początkowo planowaliśmy jechać do jakiegoś "znajomego" diagnosty, który w razie czego powie co jest do zrobienia, ale pieczątkę przybije. Był z tym w zasadzie jeden problem - do najbliższego takiego diagnosty mieliśmy ponad 200 km. Stwierdziliśmy, że nie warto. Na podstawie pieczątki z zeszłego roku Tomek znalazł SKP w której były robione poprzednie badania. Stacja była w Poznaniu, więc postanowiliśmy ją odwiedzić. 

Na miejsce dojechaliśmy w rajdowym tempie, głównie po to żeby dobrze nagrzać silnik. Poza tym, tak jak wielu ludzi lubi "zamykać" obrotomierz, tak Tomek czerpie wielką satysfakcję z zamykania.... ekonomizera. Obrotomierza się jeszcze nie dorobiliśmy ;P

Zgasiliśmy bolid i zameldowaliśmy się w biurze.  Po dłuższej chwili zostaliśmy poproszeni o przejście do pojazdu. Roleta się podniosła i pierwsze co zobaczyliśmy to jak się diagnoście oczka zaświeciły. Tomek odpalił silnik. A ring ding ding... "Ooo, panowie, dwusuw..." I już było wesoło. 

Niestety nie udało się nam dowiedzieć niczego o historii auta, poprzednie badanie robił inny mechanik. Sam przegląd był dość standardowy. Wszystko okazało się być w idealnym stanie, jedyny punkt wymagający poprawy to oberwane mocowanie prawej lampy. Poza tym żadnych luzów, pęknięć, wycieków itp. W podłodze odnalazła się tylko jedna malutka dziura :) Ogólnie facet był pełen podziwu dla nas i dla tego auta. Opowiedział kilka historyjek o Wartburgach, a na koniec przyniósł z zaplecza... przerywacze, których używał do dziś do ustawiania zapłonu w innych autach.

Okazało się przy okazji, że nie da rady zrobić pomiaru kompresji ze względu na brak manometru z grubym gwintem. Będziemy się musieli rozejrzeć za kimś, kto go ma...

Tak czy inaczej, kolejny krok w kierunku startu mamy zrobiony. Teraz czas na załatwienie nowych tablic.

piątek, 14 stycznia 2011

Problemy "Pogromców"

Wczoraj okazało się, że Krystian - pojazd Pogromców Zielonej Krysi cierpi na postępującą osteoporozę i może nie nadawać się do wyjazdu na Złombol. Coś chłopaki mają pecha do ram, najpierw Krysia, potem Krystian... Aż się boję skrobać konserwację z ramy Wandy... Wstępnie na sobotę planujemy badania techniczne, mam nadzieję że to co ma wyjść, wyjdzie przy tej okazji. Może się okazać, że pojedziemy jedynym dwusuwowym Warczym. Osobiście wolałbym pojechać na dwie ekipy, ale w ostateczności jakoś damy radę.

Pierwsze testy drogowe naszego bolidu rodzą mieszane uczucia. Jak się rozbuja, idzie jak burza. Dzisiaj byłem nawet blisko zamknięcia licznika (przekłamuje jakieś 15-20 km/h ale to i tak wyczyn :) ) Gorzej z wolnymi obrotami - nawet na ssaniu gaśnie. W ogóle nie jestem pewien czy to ssanie w ogóle działa, ale skoro zapala "na dotyk" to chyba tak... Na ciepło ma pewne problemy z "zaskoczeniem" ale wydaje mi się, że wymiana kabli, świec i regulacja zapłonu powinna rozwiązać problem. Wolne koło odkryliśmy, ale jak na razie nie udało się go skutecznie uruchomić. Jeszcze kilka prób i chyba będzie je trzeba wyciągnąć i dokładnie obejrzeć.

dziejek

wtorek, 11 stycznia 2011

Oficjalna rejestracja

Przedwczoraj zostaliśmy oficjalnie zarejestrowani jako uczestnicy Złombolu 2011 :)
Teraz czas na szukanie darczyńców.

dziejek

poniedziałek, 10 stycznia 2011

Darczyńca numer jeden :)

Wypadałoby, żebym i ja coś napisała, żeby nie wyjść na SzwarzCharakter wyprawy :)
Jak to bywa w takich przypadkach, kobieta zajmuje się stroną aprowizacyjną i public-relations. Żeby nie stać jak mebel i  nie gapić się bez celu na wyczyny techniczno-motoryzacyjne Panów, postanowiłam rozejrzeć się za darczyńcami, bo w końcu o to (oprócz aut) w całym wyjeździe chodzi. Na oku mam kilku (może nawet nastu?), a pierwsza deklaracja pomocy już jest. Darczyńcą (chronologicznym) nr 1 jest największy w Polsce serwis internetowy poświęcony terrarystyce: www.terrarium.com.pl
Serwis zrzesza kilkunastu tysięcy aktywnych pasjonatów egzotycznej fauny i (flory)  z całej Polski i jest największą skarbnicą wiedzy dot.tego hobby w kraju.


Dzienka

Odkrycie

Tak dla wtajemniczonych: właśnie odkryliśmy wolne koło :]

Pierwsze pchanie, pierwsza "awaria"

Zabrakło paliwa. Jakieś 10 metrów przed dystrybutorem, ale zabrakło. Musieliśmy więc Warczyburga po raz pierwszy pchać.
Trafiła się też pierwsza "awaria". Tomek próbował odpalić na ciepło ze ssaniem, co się skończyło tak jak się skończyć musiało. Dłuższą chwilę zajęło nam wykumanie o co chodzi. Potem tylko 30 sekund kręcenia z gazem w podłodze i cała stacja zniknęła w chmurach niebieskiego dymu :)

dziejek

Początek przygody

No cóż, wielka przygoda zaczęła się w momencie zakupu naszego Wartbughini. Potem było już tylko coraz bardziej epicko. Jakieś 40 km od wioski, w której Wanda dołączyła do naszej drużyny dostaliśmy pierwszy mandat. Za... brak trójkąta. Przed zakupem sprawdziliśmy chyba wszystko poza tym . No cóż, zdarza się. Swoją drogą, zatrzymali nas żeby obejrzeć pojazd, a ten nieszczęsny trójkąt wyszedł przy okazji.

dziejek

niedziela, 9 stycznia 2011

Z innego punktu widzenia

Nadszedł Nowy Rok 2011, powitany przez nas hucznie i oryginalnie nad ciepłym, egzotycznym morzem – Bałtykiem :)
Ogłoszono trasę Złombolu 2011: Katowice – Loch Ness. Zabrzmiało to bardzo zachęcająco. Wciąż myśląc o wyjeździe w kategorii marzeń zaczęliśmy rozważać jakim samochodem dałoby się pojechać. Wchodził w grę Maluch, Skoda Favorit lub Wartburg. Polonez i Kant jako mało ekonomiczne, a przede wszystkim awaryjne (z własnych doświadczeń) nie były brane pod uwagę. Trochę poważnie, ale chyba nadal bardziej dla zabawy rozpoczęliśmy przeglądanie ogłoszeń.
W środę 05.01.2011 w serwisie aukcyjnym zauważyliśmy ciekawy wehikuł - Wartburg, w nietypowym czerwonym kolorze, z niedużym przebiegiem, za regulaminową stawkę. Na zdjęciach prezentował się nieźle.

Czwartek 06.01.2010 poważnie zastanawialiśmy się nad obejrzeniem ww. samochodu. Nikt z nas wcześniej nie jeździł dwusuwem. Przeglądaliśmy różne fora, opinie, obejrzeliśmy obrazki i zdjęcia. W końcu dzwonimy do właściciela z zapytaniem, czy oferta jest aktualna i czy moglibyśmy go obejrzeć. Sprawdziliśmy jeszcze czy jakaś załoga jechała Wartburgiem na Złombolu i czy dotarli do celu. Wujek Google dał odpowiedź pozytywną.
Nazajutrz pojechaliśmy obejrzeć zagadkowy pojazd. Po drodze śmialiśmy się z tego pomysłu, i zastanawialiśmy się jak będzie wyglądał Wartburg z bliska. W świetny humor wprawiła nas myśl, że możemy nim wracać, jeszcze tego samego dnia. Żartom nie było końca. Obstawialiśmy, kto będzie prowadził dwutakta i jak takim wozem się jeździ.
Dotarliśmy na miejsce. Nawigacja i kilku tubylców doprowadziły nas pod odpowiedni dom. Weszliśmy, właściciel zaprowadził nas od razu do garażu, żeby pokazać nam oferowany samochód. Naszym oczom po raz pierwszy ukazał się Wartburg. Samochód duży, na pierwszy rzut oka zadbany, zaczęliśmy oglądać go szczegółowo. Najpierw karoseria, podwozie, zawieszenie, podłoga. Zajrzeliśmy pod maskę, a tam malutki silniczek i mnóstwo wolnego miejsca... słowem dwusuw, trzy cylindry. Nieco rdzy tu i tam nie przeraziło nas, w końcu to już niemal zabytek. Odpalił niemal za pierwszym razem i wybraliśmy się na jazdę próbną. Wrażenia z jazdy niezapomniane, zupełnie inna maszyna niż współczesne samochody, było ciekawie.
Zupełnym przypadkiem mieliśmy przygotowane po kilkaset złotych, a w teczce nieznana nam siła umieściła wzór umowy kupna/sprzedaży samochodu. Zdecydowaliśmy się na zakup.

Tomek

Akcja "Złombol" czyli z czym to się je

W ramach pierwszego posta wypadałoby wyjaśnić, z jakiej okazji w ogóle powstał ten blog.


Czym jest złombol? Tu pozwolę sobie zacytować fragmenty oficjalnej strony rajdu:

"Złombol, to extremalna wyprawa samochodami komunistycznej produkcji lub konstrukcji z celem uzbierania pieniędzy na zakup rzeczy dla dzieci z domów dziecka. Wartość zakupu pojazdów, nie licząc napraw przygotowawczych, to orientacyjnie 1000 zł. Dotychczasowe trasy prowadziły z Katowic do Monaco, na arktyczne koło podbiegunowe i do Azji aby pokazać, że mimo wszystkich obaw, da się dojechać takimi "złomami" do wyznaczonego celu. (...) Złombol jest ekstremalną wyprawą bez jakiegokolwiek wsparcia z strony organizatorów! Nie ma mechaników, nie ma assistance, nie ma lawety, nie ma psychologa, nie ma części, sprzęt którym jedziemy jest stary i zmęczony! Nie zapewniamy wodzireja, niańczenia, rozpatrywania skarg i zażaleń, demokracji, wygodnych noclegów ani dobrej pogody! Od uczestników bezwzględnie wymagamy samodzielności wyprawowej! Istnieje ryzyko, że w razie poważnej awarii, będziecie musieli utylizować wasz pojazd po drodze i wracać w inny sposób do Polski! Jest tak, bo Złombol polega na tym, aby zrobić coś wyjątkowego! Jest to wielki wyczyn! (...) Zbieramy na dzieci, udostępniając darczyńcom powierzchnie reklamowe na naszych samochodach. Darczyńcy umieszczają swoje logo firmowe lub zdjęcia i inne wymysły na naszych bolidach, wpłacając pieniądze na konto akcji. Z tych wpłaconych środków 100%!! jest wykorzystane na rzecz dzieci z domów dziecka! 

Czyli w telegraficznym skrócie: wielka przygoda w szczytnym celu.

Skąd pomysł wzięcia udziału w akcji? Cóż, zbierałem się do tego od dłuższego czasu. Pierwszy raz o samej idei usłyszałem jeszcze na studiach, ktoś przed wykładem śmiał się z z kolegi, który pojechał malcem do Monaco. Swoją drogą nie dojechał - gdzieś we Włoszech w małym pękła głowica. Wtedy jeszcze  nie do końca wiedziałem po kiego on się tam w ogóle pchał. Dowiedziałem się w kolejnym roku z telewizji, chyba teleekspresu, który relacjonował start Złombolu na koło podbiegunowe. Trochę pogrzebałem w sieci i już wiedziałem, że kiedyś z nimi pojadę!  Wstępnie szykowałem się na 2010, ale warunki nie pozwoliły. Koniec studiów, mizerne pieniądze w pierwszej pracy, brak czasu... słowem życie. Tylko trochę tego Istambułu szkoda, ale cóż, trzeba żyć dalej. W międzyczasie czytałem blogi złombolowych ekip i już nie mogłem doczekać się ogłoszenia kolejnego celu. Zgodnie z obietnicą złożoną przez organizatorów cel pojawił się 1 stycznia 2011. Loch Ness. Dobra, tam nas jeszcze nie było :] I znowu niewiele brakowało do odłożenia wyjazdu na czas nieokreślony. Straciłem swój "cywilny" samochód, a koszty związane z zakupem nowego (odszkodowania z OC sprawcy do dzisiaj nie dostałem)  postawiły start w rajdzie pod znakiem zapytania. Całe szczęście pomysł wyjazdu podchwycił Tomek i już było nas dwóch. Po niedługim czasie udało się przekonać moją narzeczoną, Marzenę (dzienka) aby zgodziła się jechać z nami. Chyba do dziś żałuje, bo warczy na nas bardziej, niż nasz nowy bolid... Tak czy inaczej drużyna zebrała się wokół pięknego, delikatnie nadgryzionego przez korozję Warburghini 353W R3 2T

Ten blog ma na celu pokazanie wszystkim, którzy nie boją się takich wyzwań że się DA. Dojechać lub też epicko polec na placu boju. Nie wiemy co przyniesie przyszłość, nie wiemy czy uda nam się pojechać po raz kolejny. Dlatego chcemy aby jak najwięcej pozostało po tym wyjeździe, na który już się szykujemy.

Andrzej (dziejek)