niedziela, 9 stycznia 2011

Akcja "Złombol" czyli z czym to się je

W ramach pierwszego posta wypadałoby wyjaśnić, z jakiej okazji w ogóle powstał ten blog.


Czym jest złombol? Tu pozwolę sobie zacytować fragmenty oficjalnej strony rajdu:

"Złombol, to extremalna wyprawa samochodami komunistycznej produkcji lub konstrukcji z celem uzbierania pieniędzy na zakup rzeczy dla dzieci z domów dziecka. Wartość zakupu pojazdów, nie licząc napraw przygotowawczych, to orientacyjnie 1000 zł. Dotychczasowe trasy prowadziły z Katowic do Monaco, na arktyczne koło podbiegunowe i do Azji aby pokazać, że mimo wszystkich obaw, da się dojechać takimi "złomami" do wyznaczonego celu. (...) Złombol jest ekstremalną wyprawą bez jakiegokolwiek wsparcia z strony organizatorów! Nie ma mechaników, nie ma assistance, nie ma lawety, nie ma psychologa, nie ma części, sprzęt którym jedziemy jest stary i zmęczony! Nie zapewniamy wodzireja, niańczenia, rozpatrywania skarg i zażaleń, demokracji, wygodnych noclegów ani dobrej pogody! Od uczestników bezwzględnie wymagamy samodzielności wyprawowej! Istnieje ryzyko, że w razie poważnej awarii, będziecie musieli utylizować wasz pojazd po drodze i wracać w inny sposób do Polski! Jest tak, bo Złombol polega na tym, aby zrobić coś wyjątkowego! Jest to wielki wyczyn! (...) Zbieramy na dzieci, udostępniając darczyńcom powierzchnie reklamowe na naszych samochodach. Darczyńcy umieszczają swoje logo firmowe lub zdjęcia i inne wymysły na naszych bolidach, wpłacając pieniądze na konto akcji. Z tych wpłaconych środków 100%!! jest wykorzystane na rzecz dzieci z domów dziecka! 

Czyli w telegraficznym skrócie: wielka przygoda w szczytnym celu.

Skąd pomysł wzięcia udziału w akcji? Cóż, zbierałem się do tego od dłuższego czasu. Pierwszy raz o samej idei usłyszałem jeszcze na studiach, ktoś przed wykładem śmiał się z z kolegi, który pojechał malcem do Monaco. Swoją drogą nie dojechał - gdzieś we Włoszech w małym pękła głowica. Wtedy jeszcze  nie do końca wiedziałem po kiego on się tam w ogóle pchał. Dowiedziałem się w kolejnym roku z telewizji, chyba teleekspresu, który relacjonował start Złombolu na koło podbiegunowe. Trochę pogrzebałem w sieci i już wiedziałem, że kiedyś z nimi pojadę!  Wstępnie szykowałem się na 2010, ale warunki nie pozwoliły. Koniec studiów, mizerne pieniądze w pierwszej pracy, brak czasu... słowem życie. Tylko trochę tego Istambułu szkoda, ale cóż, trzeba żyć dalej. W międzyczasie czytałem blogi złombolowych ekip i już nie mogłem doczekać się ogłoszenia kolejnego celu. Zgodnie z obietnicą złożoną przez organizatorów cel pojawił się 1 stycznia 2011. Loch Ness. Dobra, tam nas jeszcze nie było :] I znowu niewiele brakowało do odłożenia wyjazdu na czas nieokreślony. Straciłem swój "cywilny" samochód, a koszty związane z zakupem nowego (odszkodowania z OC sprawcy do dzisiaj nie dostałem)  postawiły start w rajdzie pod znakiem zapytania. Całe szczęście pomysł wyjazdu podchwycił Tomek i już było nas dwóch. Po niedługim czasie udało się przekonać moją narzeczoną, Marzenę (dzienka) aby zgodziła się jechać z nami. Chyba do dziś żałuje, bo warczy na nas bardziej, niż nasz nowy bolid... Tak czy inaczej drużyna zebrała się wokół pięknego, delikatnie nadgryzionego przez korozję Warburghini 353W R3 2T

Ten blog ma na celu pokazanie wszystkim, którzy nie boją się takich wyzwań że się DA. Dojechać lub też epicko polec na placu boju. Nie wiemy co przyniesie przyszłość, nie wiemy czy uda nam się pojechać po raz kolejny. Dlatego chcemy aby jak najwięcej pozostało po tym wyjeździe, na który już się szykujemy.

Andrzej (dziejek)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz