piątek, 20 maja 2011

Powrót do zdrowia i test z codzienności

Przyszedł czas na rozwiązanie problemów z hamulcami. Pomoc zaoferował kolega z Wrocławia, więc Wandę czekała mała wycieczka. Chcąc w jak największym stopniu wykorzystać wizytę u zaprawionego w bojach wartburgowca, zdecydowałem się pojechać najbardziej parchatą drogą do Świdnicy, jaką znam - przez Strzegom. Cel był jasny - jeśli coś ma odpaść, niech odpadnie teraz.

Tylne zawieszenie zaczęło się sypać po pierwszych 100 km :)

Następnie przyszedł czas na przejazd do Wrocławia. Jako że Wanda powoli zaczynała się dezintegrować, zabrałem ze sobą pojazd ratunkowy, tak na wszelki wypadek.


Miny ludzi oglądających ten zestaw - bezcenne :)

Podróż przebiegła bez zakłóceń i przyszedł czas by wraz z Piotrem zajrzeć Wandze pod spódnicę :) Od razu było widać, co co się stało z zawieszeniem... Wahacz przerdzewiał na wylot, a przez powstałą dziurę wyleciał amortyzator. Szczęśliwie zatrzymał się na kawałku rdzy i nie zgubiłem go po drodze. 15 minut z migomatem, kawałek blachy i dwa kątowniki dały w efekcie piękną rzeźbę, na której jak dobrze pójdzie pokonamy trasę Złombolu.
Przy okazji udało się wywalić korektor siły hamowania, załatać układ i zrobić czujnik świateł stopu (który swoją drogą okazał się być ze skarpety...). Poprawy siły hamowania nie zauważyłem, ale przynajmniej mam świadomość że nic nie cieknie.

Wyleczona Wanda bez probelmu dotarła do Poznania. I tu ciekawostka: wrzucenie na dach metra roweru nie wpływa w żadnym stopniu na aerodynamikę Wartburga :)
W sumie Warczyburg okazał się być niezawodnym i całkiem ekonomicznym pojazdem, pod jednym warunkiem - że trzyma się Tomka z dala od niego :)

W międzyczasie Tomkowi rozleciało się Uno, więc dziś rano zabrał Wandę i pojachał do domu. Nasz złombolid czeka kolejny trudny test, ale jestem pewien, że przejdzie go... warcząco.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz