Kilka dni intensywnego deszczu pozwoliło mi stwierdzić, że mamy trochę większy przeciek niż nam się na początku wydawało. Wanda była bliska przemiany w DDR-owskiego U-boota - ilość wody zebranej po dwóch dniach deszczu kwalifikowała się z zasadzie do wybierania wiaderkiem. Sytuację uratowała... dziura w podłodze.
A nie, przepraszam. Sytuację uratował brak podłogi. Wygląda na to, że w powstałym bajorze zadomowił się jakiś potwór (niekoniecznie z Loch Ness...) i zeżarł podłogę :/ Czasu i chęci na spawanie brak. Zamiast podłogi kierowcy wstawimy kawał deski, jak za starych dobrych czasów. Będzie trzeba tylko uważać na korniki :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz